piątek, 3 czerwca 2011

"Widok z mojego okna. Przepisy nie tylko na życie" Małgorzaty Kalicińskiej

źródło: lubimyczytac.pl
Od kiedy nie mogę sobie pozwolić na czytanie jednym tchem, preferuję książki podzielone na niewielkie części. Jest wtedy mniejsze ryzyko, że będę musiała przerwać w środku rozdziału, czego nie lubię. Z kolei czytanie zbioru opowiadań czy felietonów jest dla mnie wygodne, bo mogę go sobie czytać w dowolnym czasie, po rozdziale, po dwa, czasem nawet odłożyć na dłużej, a nic mi nie umyka, nie zapominam fabuły, nie tracę wątku. Polecam tego typu książki dla osób zajętych, do czytania bez konieczności ciągłego skupienia. Tylko dla czystej przyjemności.

"Widok z mojego okna. Przepisy nie tylko na życie" Małgorzaty Kalicińskiej to zbiór właśnie felietonów publikowanych niegdyś w "Bluszczu". Felków, jak mówi autorka. Nazywa je tak, ponieważ pisanie felietonów to dla niej rzekomo za wysokie progi. Podoba mi się takie skromne rozumowanie, mimo to uważam, że jej felki są wyjątkowo udane i śmiało mogą aspirować do zaszczytnego miana felietonów. Jak można wnioskować po tytule, autorka podaje sposoby na życie wraz z kulinarnym przepisem. Tematów nastręcza codzienność. Wystarczy wyjrzeć przez własne okno, poobserwować świat, porozmawiać z ludźmi. Z Marianem, na przykład. Chociaż, postać kolegi-sąsiada, wprowadzona by umożliwić dyskusje, jak dla mnie przypomina nie dialog, ale rozmowę autorki z jej alter ego. Niemniej jednak potrafił wzbudzić moją sympatię, bo jest taki życiowy, ludzki, a może dlatego, że tak jak ja do pomidorówki dodaje szczyptę cukru? Poglądy autorki są trzeźwe, przemyślane i trafne. Wydaje się, że opisuję co my sami czujemy. Komercjalizacja świąt, pomaganie potrzebującym, religia, biurokracja, itd. to tematy codzienne opisane ze zdroworozsądkowym podejściem. Choć byśmy się nawet nie ze wszystkim zgadzali, to dobrze jest posłuchać czyjegoś zdania bez moralizowania i natrętnego przekonywania. Ot, czysta konkluzja codzienności, obiektywne przepisy na życie. Z kolei przepisy kulinarne, to jest to, co w książkach strrrasznie mi się podoba. Może to być gotowa receptura, może być działający na wyobraźnię opis potrawy, albo tylko wzmianka o dobrym jedzeniu. Lubię. A Pani Małgorzata zaserwowała nam smakowity felieton okraszony na końcu równie smakowitym przepisem - czasem wykwintnym, czasem zaskakująco prostym. Podwójna radość.

Znam autorkę z Trylogii Mazurskiej i muszę przyznać, że spodobał mi się jej sposób pisania. Choć akurat do tej serii miałabym kilka ale, to przecież dzisiaj nie o tym. Książki Pani Małgorzaty czyta się szybko, lekko, przyjemnie się relaksując. Ciekawa jestem innych powieści. Sięgnę po nie, po to by sprawdzić czy są utrzymane w tym samym klimacie. Te, z którymi miałam do czynienia do tej pory, osnute były na wątkach z życia osobistego, chętnie dowiedziałabym się jak autorka by sobie poradziła z fikcyjną fabułą. Zdaje się, że mi to umożliwi lektura "Zwyczajnego faceta".

Moja ocena: 4,5/6

Pozdrawiam,

1 komentarz:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...