środa, 25 lipca 2012

Stosik biblioteczny 4.

Kolejny stosik. Dla mnie skromnie. Od kiedy wprowadzili w naszej bibliotece nowe zasady, biorę po 4 książki (po jednej na 7-10 dni). Nie powiem - mobilizuje mnie to do większej aktywności w czytaniu ;-).



Od góry:
  • Balsam dla duszy na Boże Narodzenie - bo lubię Balsamy, cóż, że pora nie ta ;-),
  • Stephenie Meyer. Biografia autorki cyklu Zmierzch - jak w tytule
  • Szczęściara - autobiografia autorki Nostalgii anioła, czyli Alice Sebold
  •  Berek - to w przedmowie tej książki Tomasz Raczek ujawnił swoją orientację seksualną, oczywiście to nie była główna przyczyna wyboru ;-).


Córka "czyta" przeważnie jedną książkę dziennie, więc może sobie pozwolić na więcej wypożyczeń. Chciałabym czytać w takim tempie ;-) Jej stosik:



    Od góry:

    • Smerfy. Śnieżny stwór - już to mieliśmy, ale Lila chciała sobie przypomnieć, poza tym nie było innych Smerfów ;-),
    Tradycyjnie Frankliny:
    • Franklin. Przyjęcie u cioci Lusi,
    • Franklin pomaga pokonać tremę,
    I oczywiście Martynki, nie mogło ich zabraknąć:
    • Martynka chroni przyrodę,
    • Martynka w pociągu,
    • Martynka w zoo.

    Książki pojadą z nami na wakacje.


    Pozdrawiam,

    niedziela, 22 lipca 2012

    "Listy miłosne" Antologia

    źródło: lubimyczytac.pl
    Nota wydawcy:
    Opowiadania w formie listów miłosnych muszą być dojmująco szczere i pełne niezwykłych wyznań. I są! A za każdym listem kryje się wyjątkowa historia. Zaskakuje różnorodność, z jaką znani pisarze podeszli do tematu. ze skrzydełkami Miłosne listy łączą młodego wielbiciela baletu i słynną tancerkę, czeczeńskiego żołnierza i piękną Polkę czy parę dawnych kochanków-naukowców. Zdumiewający list, wysłany zza grobu, tłumaczy niesamowitą przygodę pewnego XIX-wiecznego pastora i oberżystki, a w innym zdradzona doktorantka przyznaje się do wyrafinowanej zemsty. Wszystkie opowiadają o najważniejszych ludzkich uczuciach... na serio i z humorem, romantycznie i ironicznie.

    Moja opinia:
    Antologia. Zbiór listów napisanych przez 11 autorów na potrzeby tej książki. Listy miłosne napisali:
    - Anna Bolecka: Czeczeńska piosenka 
    - Natasza Goerke: Mżawka na Dachu Świata 
    - Manuela Gretkowska: Nieślubny list do męża 
    - Inga Iwasiów: Badania literackie zagranicą 
    - Hanna Kowalewska: Z herbaciarni 
    - Wojciech Kuczok: Ostatnie błogosławieństwo Ernsta Unckla 
    - Magdalena Miecznicka: Kobieta taka jak Ty 
    - Anna Nasiłowska: Dwa niewysłane listy 
    - Joanna Szczepkowska: Kiedy gasną światła 
    - Monika Szwaja: Piękny to był epizod 
    - Janusz Leon Wiśniewski: Ranking emocji 


    Tak jak lubię wydane felietony, tak antologię również mi odpowiadają, z tych samych powodów. W odróżnieniu od tych pierwszych poszczególne rozdziały czytamy jakby odrębną mini-książkę. Trzeba się przestawić na kolejnego autora, jego styl, stworzony klimat, charakter opowiadania, pomysł na formę listu, itd. Nie każdy lubi takie przeskoki. Ja akurat – tak ;-).

    Moje ulubione: Z herbaciarni, Kiedy gasną światła, Piękny to był epizod…, Ranking emocji.

    Zaskoczyła mnie Joanna Szczepkowska. W sumie nie wiem czego się spodziewałam, bo nigdy nie miałam do czynienia z nią jako autorką, ale pierwsze spotkanie było bardzo pozytywne i obiecujące. Zaczarowała mnie forma listu-opowiadania, historia miłości opowiedziana w liście (właściwie dwie – jedna liryczna, platoniczna do adresatki, druga jakby w tle, ale realna, ważniejsza), pomysł, lekkość pisania. Historyjka jest opowiedziana zwięźle, na temat, ciekawie, zaskakująco, humorystycznie. Puenta mnie „powaliła”.

    W bardzo podobnej formie, co mnie nieco zdziwiło, jest kolejny list Moniki Szwai. Również bardzo ciekawie napisany, z konsekwentnym choć nieco zwodniczym naprowadzaniem, wzrastającym napięciem i zaskakującym zakończeniem. Czytałam, że autorka ma w swoim dorobku książkę kryminalną. Po tym opowiadaniu mniemam, że w kryminałach musi być bardzo dobra. Bo przyznam szczerze, że dotychczasowo przeczytane przeze mnie powieści nie powaliły mnie na kolana. Ot, takie babskie czytadła, ckliwe romansidła z nieprawdopodobnym happy-endem. W kryminałach może być inna, i na to liczę.

    To było również moje pierwsze spotkanie z Hanną Kowalewską. Choć słyszałam wiele pozytywnych opinii na temat jej książek i bardzo chciałam przeczytać wiele z nich, do jakoś do tej pory nie miałam okazji. Po tym opowiadaniu chcę je poznać jeszcze bardziej. Będę polować w bibliotece na książki tej autorki. Bardzo ciekawa, niespotykana u innych autorów forma opowiadania. Czytamy treść listu, ale całe clou historii dzieje się poza nim. Poznajemy po kawałku całe zdarzenie, równolegle z e-maila i z bieżącej akcji. Choć dość szybko się domyśliłam dokąd zmierza finał, to przyjemnie się to czytało. Nietypowa, dziwna nawet, relacja między żoną a kochanką, bo bez bezpośredniego kontaktu. List-terapia żony z jednoczesnym rozwianiem złudzeń kochanki.

    Janusz Leon Wiśniewski. Historia pożądania, nienawiści i zemsty, ale czy miłości? Nie, tego uczucia bohater historii nie nazwał, bo go nie znał. Ale innych emocji z pewnością nie brakowało, od emocji aż kipiało. Przykład na to jak miłość zranionej kobiety może się przerodzić w nienawiść i okrutną zemstę. Kolejne listy są zapisem ewolucji uczuć.

    Pozostałe: przeczytałam, zapomniałam.

    Polecam jako przerywnik, lekkie czytadło w sam raz na wakacje.

    Moja ocena: 4/6

    Pozdrawiam,

    środa, 4 lipca 2012

    "Różowe tabletki na uspokojenie" Krystyny Jandy

    Nota wydawcy:
    Wybór felietonów Krystyny Jandy opublikowanych "Urodzie", w latach 1997-2001 i w "Pani" w latach 2001-2002. Pełne ciepła, humoru i zaskakujących spostrzeżeń teksty znakomitej aktorki jeszcze raz potwierdzają jej niezwykłą wrażliwość i dar obserwacji. Janda mówi o sprawach codziennych z taką samą pasją, z jaką opowiada o swych inspiracjach, życiu i sztuce. Nawet w błahych zdarzeniach potrafi dostrzec treści godne uwagi, a te najważniejsze odkrywają przed nią zupe³nie nowe znaczenie.




    Od autorki (z okładki):
    Pisanie jest dla mnie potrzebą i swoistą terapią, lekarstwem na uspokojenie, bezsenne noce, kłębiące się myśli, na wieczną we mnie potrzebę "kreacji".

    Chciałabym podziękować wszystkim, którzy mnie do tego namówili i wciąż namawiają. Tym, którzy sekundują mi, wysłuchując, często nocą, przez telefon, moich zapisków. Dziękuję moim kolejnym "szefowym" w gazetach, Bożenie Janickiej, gotowej zawsze doradzić, ocenić, dodać otuchy. Bożenie, która zresztą twierdzi, że pisanie to mój największy talent, co w ustach krytyka filmowego w stosunku do aktorki jest wątpliwą pochwałą. Dziękuję przyjaciołom, a przede wszystkim rodzinie: mamie, mężowi, dzieciom, że zgadzają się na te publiczne zwierzenia, przyjmują je z uśmiechem i zaufaniem, wiedząc, że często są ich bohaterami. Czasem tylko moi mali synowie sugerują, że powinnam im "odpalić trochę kasy" za współautorstwo. Dziękuję im za "użyczenie" własnego życia, mimo świadomości, że cokolwiek, kogokolwiek bym opisywała, zawsze piszę w gruncie o sobie samej, bo inaczej nie potrafię. 



    Moja opinia:
    To już któraś z kolei książka Krystyny Jandy. Chętnie po nie sięgam. "Różowe tabletki na uspokojenie" to zbiór felietonów drukowanych w "Pani" i "Urodzie". Zresztą większość książek Pani Krystyny to zbiór felietonów, poza "malpami", które są zapiskami w dzienniku internetowym. Nie wyobrażam sobie by mogło być inaczej, by napisała książkę jednym ciągiem, bo jest osobą tak aktywną zawodowo i tak niesłychanie zajętą. Mam nadzieję, że kiedyś to jednak nastąpi i będziemy mogli nacieszyć się jej prozą (a może i poezją?) w dłuższej formie. Może pójdzie śladami Mickiewicza, który wziął urlop w pracy by napisać Pana Tadeusza ;-) (humor z zeszytów szkolnych)?

    Pan Krystyna jest osobą z wielką pasją i ta pasja przejawia się nie tylko na scenie, ale niejako jest wpisana w jej charakter. Emocje wyłaniają się z każdej kartki - gniew, zdumienie, strach, zrozumienie, wzruszenie, miłość, każda empatycznie i obrazowo przekazana czytelnikowi. Ma sprecyzowane poglądy, jest zdecydowana w działaniu - kobieta czynu. Wnikliwie obserwuje codzienność, ale opisuje to wszystko bardzo obiektywnie i z dystansem. Pisze ogólnie o życiu. Pojawia się oczywiście praca, bardzo ciekawe dla szarego człowieka opisy scenek z życia zawodowego, nieznane, czasem smutne, czasem zabawne, ale zawsze ciepłe wzmianki o sławnych ludziach. Miło jest spojrzeć na te znane nam z mediów postaci innym okiem, jak na zwyczajnych ludzi (wyłączając oczywiście kwestie zawodowe). Dużo tu opisów scenek rodzajowych z różnych miejsc publicznych: u fryzjera, na ulicy, w sklepie, na bankiecie, itd. Łączy je wszystkie relacja trafna, realna, z dużą dozą humoru i odrobiną ironii. Autorka dostrzega absurdy rzeczywistości, ale nie boi się wspomnieć o własnych gafach i słabostkach. Czyni to w sposób lekki, ciepły, ludzki, z przymrużeniem oka, co tylko sprawia, że jeszcze bardziej ją lubimy.

    Felietony pochłonęłam niczym zasłuchana osobistymi opowiadaniami Pani Jandy. A czytałam z uśmiechem, z refleksją. Lektura działa jak tytułowe różowe tabletki - uspokaja, wycisza, ale i relaksuje. Warto poznać autorkę od innej strony, nie czysto zawodowej. Po lekturze mogę stwierdzić, że jest to osoba stanowcza, zdecydowana, mądra, ciepła, przenikliwa, ludzka, empatyczna i pełna zrozumienia. Czuję, że mogłabym ją polubić jako człowieka, choć pewnie by mnie onieśmielała ;-).
     
    Jeżeli macie awersję na książki celebrytów, którzy wydają tłumnie i z szumem swoje "mądrości", to polecam książki Krystyny Jandy, które zdecydowanie przełamują ten niechlubny schemat. Takim autorom-celebrytom (choć to na pewno pejoratywne określenie w stosunku do Pani Jandy) mówimy stanowcze: "TAK"! Więcej takich książek!

    Moja ocena: 5,5/6

    Pozdrawiam,

    Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...