niedziela, 10 lipca 2011

"Sto pociągnięć szczotką przed snem" Melissy Panarello

źródło: lubimyczytac.pl
Kiedyś tam wpisałam tę pozycję na swoją prywatną listę książek do przeczytania. Nie czytałam recenzji, spodobał mi się tytuł. Wyobrażałam ją sobie jako ciepłą, przyjemną  powieść, może nawet nieco staroświecką, dla egzaltowanych panienek. O, jakże mylne było moje wyobrażenie! Tytuł wcale nie oddaje spodziewanej treści ksiązki.

Zaczyna się seksem. Odważnym, bez tematów tabu. I... tak jest do końca. Każdy ma pragnienie odwzajemnionej miłości, każdy jej szuka. Również autorka próbuje ją znaleźć. Przed snem 100 razy pociąga włosy szczotką, bo tak, jak mówi jej mama, robiły prawdziwe księżniczki. Nasza bohaterka księżniczką jednak nie jest. Jest... jest... poszukiwaczką drugiej połowy siebie. Tyle, że zabiera się do tego od niewłaściwej strony. Można wiele razy się mylić, ale szukanie prawdziwego uczucia nie polega chyba na próbowaniu seksu z każdym i we wszystkich możliwych konfiguracjach. Trochę to naciągane, jak dla mnie. Autorka pewnie miała inny konspekt, ale jej nie wyszło. Nagle na zakończenie, gdy wydawało się, że temat będzie się ciągnął już do końca, piękna bajka z morałem opowiedziana bohaterce przez mamę – jakby nie z tej książki. I wreszcie wielka miłość, choć szukana tak wytrwale i tak bez sensu, odnaleziona przypadkiem. Razem z miłością ta dziewczyna odnajduje samą siebie; jest Melissą, nie lolitką, nie przedmiotem. Okazuje się jednak, że chociaż mogła dawać, to już brać nie potrafi. Nie umie przyjąć miłości prawdziwej i czystej. Czy jej się to uda? Czy stanie się księżniczką?
Przez większość książki czułam niesmak, końcem autorka się nieco zrehabilitowała. Ale tylko trochę. Można pisać o miłości i można pisać o seksie, ale sposób w jaki to zrobiła Melissa Panarello nie trafia do mnie.

Nie wiem kto miał być w grupie docelowej czytelników tej książki. Stawiałabym na obleśnego dziada jarającego się lolitkami. I dziwiłam się, że napisała to młoda kobieta. Celem książki miało być chyba podsycanie wyobraźni niedojrzałych, niedoświadczonych rówieśników. Niby na końcu jest jakiś morał, konkluzja, ale jakby obok. Całość koncentruje się na chorych fantazjach nastolatki. Książka biła rekordy popularności we Włoszech, nakręcono nawet na jej podstawie film. No cóż...jaki popyt, taka podaż.

Pierwsze strony tej książki przywiodły mi na myśl przeczytany niedawno „dziennik Laury Palmer”. Ta sam zagubiona, niewinna dziewczyna-dziecko szukająca prawdziwej miłości i z taką samą okrutnością karająca swe ciało. Ta sama forma pamiętnika. Tamta jednak miała jakiś sens, jakiś podtekst, tajemniczość, coś się działo dla czegoś i po coś. W tej jest tylko seks, seks, seks i na końcu... seks, ale trochę w innym wymiarze.. Gdyby go usunąć, to nie zostało by nic, żadnego wątku, żadnej akcji, żadnej fabuły..

Ogólnie nie polecam, jak ktoś chce sobie poczytać o cielesnych aspektach miłości, a harlekiny mu nie wystarczają, to istnieją wartościowsze pozycje.

Moja ocena: 2,5/6. To ½ punktu za przystępniejsze w odbiorze zakończenie.

Z pozdrowieniami,

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...