piątek, 19 sierpnia 2011

"Śniadanie u Tiffany'ego" Trumana Capote

Wiele jest książek - kanonów literatury, które od dawna zajmują żelazną pozycję na mojej liście "koniecznie przeczytać". Również "Śniadanie u Tiffany'ego" na niej się znajdowało. I wreszcie przeczytałam. Jestem zachwycona.

Tytuł utkwił mi w głowie za sprawą słynnego filmu z Audrey Hepburn w roli głównej, który to znajduję się z kolei na mojej liście filmów "koniecznie do obejrzenia" kiedyś tam, najlepiej szybko. Nie omieszkam nadrobić kiedy nadarzy się okazja.

źródło: lubimyczytac.pl
Niedługa, cudna opowiastka. Akcja nowelki toczy się w Nowym Jorku w latach 40. XX wieku. Historia opowiedziana jest z perspektywy Freda, zarazem jednego z bohaterów. Poznajemy Holly - szaloną, nietuzinkową dziewczynę. I Freda - początkującego pisarza, który taka naprawdę ma na imię ... zapomniałam jak ;-), ale zostaje Fredem na cześć brata Holly, którego jej przypomina. Tak nitka łącząca ją z dawnym życiem, bliskość brata, której potrzebuje.

Holly doświadczyła trudnego życia. Pozostawiona sama sobie, wychodzi za mąż z konieczności, stając się jednocześnie 14-letnią żoną i matką, aby zapewnić byt sobie i bratu. Na tym etapie życia taki stan rzeczy jej odpowiada. Wkrótce jednak zaczyna pragnąć czegoś więcej. Codzienne śniadania u Tiffany’ego – to jest to o czym marzy. Aby zrealizować swój cel postanawia uciec do Nowego Jorku i znaleźć męża milionera. Następnie zostaje dziewczyną do towarzystwa i obraca się w wysokich sferach. Wchodzi w świat bogactwa i blichtru. Wiedzie ciekawe, ekstrawertyczny styl życia, ale płaci za to wysoką cenę. Z jednej strony wymarzone życie, z drugiej pogardzany przez nią samą światek, aby je mieć. W trudnych chwilach idzie do sklepu Tiffany’ego, gdzie zapach srebra i portfeli z wężowej skóry przypomina jej po co to wszystko robi. Czy jest szczęśliwa? Chyba nie, skoro postanawia znowu uciec. Do nowych marzeń.

Holly Golightly, w podróży. Tak jest napisane na wizytówce na drzwiach. Wizytówki są oczywiście od Tiffany'go (chciała coś mieć od niego). I to w pełni odzwierciedla jej tryb życia. Mieszkanie ma nieurządzone, ubrania w walizkach, nawet kot nie ma imienia, gdyż też jest tu tymczasowo, a tylko "spotkali się przypadkowo i nie należą do siebie". Nie ma niczego na stałe, bo ciągle szuka swojego miejsca, jak mówi: „Nie chcę mieć niczego na własność, dopóki nie znajdę takiego miejsca, w którym będę wiedzieć, że ja i rzeczy należymy do siebie. Na razie nie za bardzo wiem, gdzie to jest. Ale wiem, jak to jest.” Jest ciągle w podróży, ale pragnie osiąść gdzieś na stałe, uspokoić się, prowadzić bezpieczne i ustabilizowane życie.

Nieodpowiedzialna, cyniczna, wyrachowana, nie licząca się z nikim, wykorzystująca mężczyzn, a jednak wzbudza pozytywne uczucia, intryguje. Roztrzepana, beztroska, urocza. Żyje tak jak chce i tak jak jej się w danej chwili podoba, kiedy przestaje - znika i zaczyna prowadzić nowy styl życia. Wieczna uciekinierka czy kobieta wciąż w drodze?

Pozostaje niedosyt, gdzie teraz jest Holly, czy jest w końcu szczęśliwa, czy dalej szuka swego szczęścia w podróży.

Nie czytałam do tej pory nic Trumana Capote, ale po lekturze "Śniadania u Tiffany'ego" z przyjemności sięgnę jeszcze po jego książki.

Moja ocena: 6/6

Pozdrawiam,

3 komentarze:

  1. proza T. Capote należy do moich ulubionych. "śniadanie ..." również. Film troszkę odbiega od pierwowzoru literackiego, ale dzięki Audrey jest tak pięknym i klasycznym obrazkiem, że grzech nie obejrzeć. Polecam również "Z zimną krwią" i "Harfę traw" tego samego autora. Są co prawda zupełnie inne niż "Śniadanie...", ale literacko idealne. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Poluję na Śniadanie od dłuższego czasu. Kiedyś dopadnę! Miło, że wróciłaś. Dawno Cię nie nie było:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Orchisss, dzięki za podpowiedź, na pewno wezmę ją pod uwagę przy najbliższej wizycie w bibliotece. Już po tej pierwszej książce wiem, że inne tego autora również mi się spodobają. Co do ekranizacji - zawsze staram się najpierw przeczytać książkę, a dopiero potem obejrzeć film. Lubię tę właśnie kolejność. Lepiej się rozczarować przy filmie niż dziwić przy czytaniu książki, że coś nie pasuje ;-).

    Papryczko, nie sądziłam, że ktoś w ogóle zauważy moją nieobeność ;-) - tym bardziej się cieszę z Twoich odwiedzin. Coś mi ostatnio opornie idzie czytanie. Mam nadzieję, że to się zmieni. Przyznam Ci się, że "Śniadanie u Tiffany'ego" przeczytałam w formie e-booka - też nie mogłam go upolować, a krótkie treści są dość wygodne w czytaniu na monitorze. Niestety mam nowego XP i tam nie ma w Wordzie widoku "książka" ;-(((

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...