Wiele jest książek - kanonów literatury, które od dawna zajmują żelazną pozycję na mojej liście "koniecznie przeczytać". Również "Śniadanie u Tiffany'ego" na niej się znajdowało. I wreszcie przeczytałam. Jestem zachwycona.
Tytuł utkwił mi w głowie za sprawą słynnego filmu z Audrey Hepburn w roli głównej, który to znajduję się z kolei na mojej liście filmów "koniecznie do obejrzenia" kiedyś tam, najlepiej szybko. Nie omieszkam nadrobić kiedy nadarzy się okazja.
Niedługa, cudna opowiastka. Akcja nowelki toczy się w Nowym Jorku w latach 40. XX wieku. Historia opowiedziana jest z perspektywy Freda, zarazem jednego z bohaterów. Poznajemy Holly - szaloną, nietuzinkową dziewczynę. I Freda - początkującego pisarza, który taka naprawdę ma na imię ... zapomniałam jak ;-), ale zostaje Fredem na cześć brata Holly, którego jej przypomina. Tak nitka łącząca ją z dawnym życiem, bliskość brata, której potrzebuje.
Holly doświadczyła trudnego życia. Pozostawiona sama sobie, wychodzi za mąż z konieczności, stając się jednocześnie 14-letnią żoną i matką, aby zapewnić byt sobie i bratu. Na tym etapie życia taki stan rzeczy jej odpowiada. Wkrótce jednak zaczyna pragnąć czegoś więcej. Codzienne śniadania u Tiffany’ego – to jest to o czym marzy. Aby zrealizować swój cel postanawia uciec do Nowego Jorku i znaleźć męża milionera. Następnie zostaje dziewczyną do towarzystwa i obraca się w wysokich sferach. Wchodzi w świat bogactwa i blichtru. Wiedzie ciekawe, ekstrawertyczny styl życia, ale płaci za to wysoką cenę. Z jednej strony wymarzone życie, z drugiej pogardzany przez nią samą światek, aby je mieć. W trudnych chwilach idzie do sklepu Tiffany’ego, gdzie
zapach srebra i portfeli z wężowej skóry przypomina jej po co to wszystko robi. Czy jest szczęśliwa? Chyba nie, skoro postanawia znowu uciec. Do nowych marzeń.
Holly Golightly, w podróży. Tak jest napisane na wizytówce na drzwiach. Wizytówki są oczywiście od Tiffany'go (chciała coś mieć od niego). I to w pełni odzwierciedla jej tryb życia. Mieszkanie ma nieurządzone, ubrania w walizkach, nawet kot nie ma imienia, gdyż też jest tu tymczasowo, a tylko "
spotkali się przypadkowo i nie należą do siebie". Nie ma niczego na stałe, bo ciągle szuka swojego miejsca, jak mówi: „
Nie chcę mieć niczego na własność, dopóki nie znajdę takiego miejsca, w którym będę wiedzieć, że ja i rzeczy należymy do siebie. Na razie nie za bardzo wiem, gdzie to jest. Ale wiem, jak to jest.” Jest ciągle w podróży, ale pragnie osiąść gdzieś na stałe, uspokoić się, prowadzić bezpieczne i ustabilizowane życie.
Nieodpowiedzialna, cyniczna, wyrachowana, nie licząca się z nikim, wykorzystująca mężczyzn, a jednak wzbudza pozytywne uczucia, intryguje. Roztrzepana, beztroska, urocza. Żyje tak jak chce i tak jak jej się w danej chwili podoba, kiedy przestaje - znika i zaczyna prowadzić nowy styl życia. Wieczna uciekinierka czy kobieta wciąż w drodze?
Pozostaje niedosyt, gdzie teraz jest Holly, czy jest w końcu szczęśliwa, czy dalej szuka swego szczęścia w podróży.
Nie czytałam do tej pory nic Trumana Capote, ale po lekturze "Śniadania u Tiffany'ego" z przyjemności sięgnę jeszcze po jego książki.
Moja ocena: 6/6
Pozdrawiam,